Wczoraj beatyfikowany Carlo Acutis od czasu swojej I Komunii świętej codziennie uczestniczył w Eucharystii. Dziś Słowo Boże przypomina nam zaproszenie na ucztę weselną, od której niektórzy weselnicy się wymawiają.
W dobie koronawirusa wesela są otoczone złą sławą. Może to Słowo nie w porę. Bo tak łatwo dziś podać uzasadniony powód nieprzyjścia na wesele. Tak, to prawda. Ale Eucharystia jest ważniejsza od wszelkich wesel. Trudno mi sobie wyobrazić, że Carlo nie budził zdziwienia rówieśników. Po co przychodzić na Eucharystię codziennie, skoro wystarczy raz w tygodniu? Skoro dziś się dziwią, a nihil novi sub sole, zapewne tak samo było i wtedy. Są tacy, którzy przychodzą codziennie, bo tryb życia im na to pozwala, bez większych wyrzeczeń i konieczności przeorganizowania kalendarza. Są jednak także i ci, których to kosztuje. Muszą wiele się natrudzić, by wybrać odpowiednią porę, czasami pomiędzy zajęciami. Łatwiej w dużym mieście niż na wiosce, gdzie trudno o tak liczne Msze o różnych porach dnia. Po co się tak trudzić?
Gdy myślimy, że Słowo o weselnej uczcie przyszło nie w porę, możemy być pewni, że się mylimy. To Słowo jak najbardziej na teraz. Bo teraz jest Boży czas. Teraz jest kairos, w którym działa Bóg. Teraz tak wielu katolików już tydzień, 2, 3, a niekiedy dłużej z powodu izolacji, hospitalizacji lub kwarantanny, nie może przyjąć Eucharystii. Po takim doświadczeniu, myślenie „ale po co iść w dzień powszedni”, dla zgłodniałych Pana, raczej staje się obce.
Kairos. Król nie jest zadowolony z wymówek. Nie podoba się mu ignorowanie jego wezwania. Powody odmowy są z pozoru dobre i słuszne. Nie ma niczego złego w pracy na roli, w handlu. A jednak on oczekuje gości teraz. Szatan też często przychodzi do nas z propozycją zła, którą przedstawia w dobrym świetle. Czy nie kusił Jezusa, cytując Słowo Boże? Król chce nas na uczcie teraz. Teraz. Na uczcie. A na uczcie się spożywa, a nie tylko patrzy, jak spożywają inni.
Nie możesz przyjść? A może przychodzisz, ale nie możesz spożywać? Czy na pewno nie możesz? Myślę, że spora część z nas może – wystarczy tylko klęknąć u kratek konfesjonału. Dlaczego nie czynimy tego możliwie natychmiast, gdy podrze się nasza weselna szata łaski? Jakże często mamy piękne argumenty: muszę się najpierw nawrócić. Muszę coś zmienić. Muszę tak mocniej, piękniej żałować. Nie! Musisz przyjść, Siostro, Bracie, do lekarza, kiedy jesteś chory, a nie kiedy już wyzdrowiałeś. Jezus jest lekarzem. „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają”. Musisz przyjść do Jezusa po grzechu. Od razu. Teraz. Bo On zaprasza Ciebie na swoją ucztę. Teraz. Jesteś chory i słaby, więc musisz jeść, aby nabrać sił. Wszystko możesz w Tym, który Cię umacnia. Nic nie możesz sam z siebie. Nie pręż muskułów. Nie mów, że dasz rady sam i Mu coś udowodnisz. Nic Mu nie udowodnisz. Wystarczy, że powiesz: Zgrzeszyłem, potrzebuję Zbawiciela, potrzebuję Ciebie, pragnę się zmienić, pomóż mi. I to wystarczy. Klękaj u kratek konfesjonału, gdy tylko spełniasz to minimum potrzebne do ważności sakramentu. On już wyszedł na spotkanie Ciebie. On Ciebie szuka. W najmniejszym poruszeniu Twojego serca ku nawróceniu, już jest On. Woły i tuczne zwierzęta już pobite. Ubierz się w weselną szatę łaski w sakramencie pokuty i przyjdź. Teraz. On da Ci więcej niż pragniesz. Otrzymasz też sandały wolnego człowieka i pierścień – znak królewskiego syna. Idź. Teraz.
Przepiekne