Przejdź do treści

Za darmo

Nie ma lepszego dnia, aby głosić kerygmat, jak niedziela wielkanocna. Nie ma lepszego dnia, by mówić o istocie chrześcijaństwa, a jednocześnie tym, co różni je od innych religii. A tym jest całkowicie darmowe zbawienie.

Kiedyś rozmawiałam z kolegą spoza Polski, wyznawcą innej religii, człowiekiem z innej kultury. Rozmawialiśmy o obmyciach rytualnych, które są w jego religii. Podzieliłam się z nim tym, że i w mojej religii jest coś w stylu takiego obmycia. Obmycia oczyszczające z grzechu są w różnych kulturach i religiach. Można doszukiwać się w nich rodzaju prekatechumenatu, ziarna  prawdy, zapowiedzi i przygotowania na chrzest. Jest jednak fundamentalna różnica. Na przykład w religii mojego znajomego, hinduizmie, święta rzeka Ganges nie jest tak po prostu darem Boga czy bogów. Przeciwnie, jest ona owocem wieloletniej ascezy legendarnego króla Bhagiratha. Dzięki temu poświęceniu, wybłaganiu przez człowieka, bogowie obdarzają ziemię świętą rzeką, miejscem oczyszczenia z win. Od początku mamy jakiś targ z bóstwem, w którym człowiek musi uczynić coś ze swojej strony, aby bóstwo okazało mu miłosierdzie i przebaczenie.

Wspominam szklące się oczy znajomego, spuszczoną głowę i pytanie, które mniej więcej brzmiało: „ale jak to tak – po prostu, za darmo”?, kiedy powiedziałam mu, że chrześcijanie wierzą, że przyjmując chrzest, odpuszczone są nam wszystkie grzechy. Że wystarczy wyznawać wiarę w Jezusa i przyjąć chrzest. „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie (Rz 10, 9)”. Tak, zupełnie za darmo… Bóg zapowiada zbawienie bez żadnej inicjatywy człowieka. Już w raju, już natychmiast po upadku, Bóg zapowiada zmiażdżenie głowy węża (por. Rdz 3, 15).

Chrześcijaństwo nie opiera się o ludzkie wysiłki. W chrześcijaństwie inicjatywa zawsze pochodzi od Boga. To On szuka zagubionej owcy, drachmy, wychodzi na spotkanie marnotrawnego syna, gdy ten jest jeszcze daleko. Źródło wody chrztu świętego jest otwarte za darmo: „O, wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody,przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy! (Iz 55,1)”. A w każdym bądź razie to nie my płacimy. To Bóg jest gospodarzem uczty, na którą nas zaprasza. To On za wszystko zapłacił. My możemy przyjść bez pieniędzy, z pustymi rękoma.

Przyzwyczailiśmy się do tego. Już nie jest to dla nas wstrząsające. Już nie jest to „dobra nowina”, ale coś oczywistego. Kolega nieznający Jezusa, bo nie wiedzący o Nim prawie nic, uświadomił mi, jak bardzo przywykliśmy do tej prawdy. Jego to poruszyło. Nam się to już osłuchało. Doświadczyłam wtedy, że dzieląc się Ewangelią, zawsze sama staję się także uczniem Słowa, które przekazuję (chyba coś podobnego mówił papież Franciszek).

Jak często, nie tylko nie porusza nas to, co się wydarzyło w te święte Trzy Dni Paschy, ale żyjemy, jakby tego nie było wcale. Nie pełnimy dobrych uczynków z miłości, ale dla zapracowania na własne zbawienie. W wierności przykazaniom nie widzimy wypełniania woli Ojca, wyrazu trwania w Jego miłości (por. J 14, 21. 23-24). Widzimy przykry obowiązek zasługiwania na zbawienie. Wierność Bożym przykazaniom nie jest obojętna. To nie tak, że można je ignorować i mówić, że kocha się Boga, bo to po prostu kłamstwo. Ale dobre życie samo w sobie nie otworzyłoby nam nieba. Nie zrobiło tego dobre życie Abrahama, ani Jana Chrzciciela. Jezus, swoją Ofiarą, pozwolił im oglądać Oblicze Ojca.

Modlitwa często nie jest dla nas uwielbianiem Boga, jednoczeniem się z Nim, którego kochamy i pragniemy z Nim przebywać, ale obowiązkiem, albo czymś w rodzaju wrzucania monet do automatu. Im więcej monet, tym więcej zakupów. To prawda, że jak mówimy w liturgii: „Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, * ale się przyczyniają do naszego zbawienia„, ale nie tak po prostu, ale jak dalej mówi tekst liturgiczny: przez naszego Pana Jezusa Chrystusa. Modlitwa przygotowuje nas przyjęcie Bożych łask, ale nie działa jak pieniądze. Niekoniecznie ten, kto odmówi ilościowo więcej modlitw, zyska więcej łask. To nie targ i nie transakcje.

Ostatecznie każda modlitwa Kościoła kończy się słowami „przez naszego Pana Jezusa Chrystusa„. Nie mamy innej modlitwy, jak modlitwa Jezusa, a już na pewno nie mamy doskonalszej modlitwy. On jest arcykapłanem, który nieustannie wstawia się za nami przed Ojcem. Nasze modlitwy łączymy z Jego modlitwą. Nasze ofiary z Jego ofiarą, jedyną i najdoskonalszą. „Chrystus bowiem wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej [świątyni], ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga, nie po to, aby się często miał ofiarować jak arcykapłan, który co roku wchodzi do świątyni z krwią cudzą. Inaczej musiałby cierpieć wiele razy od stworzenia świata. A tymczasem raz jeden ukazał się teraz na końcu wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie. A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu (Hbr 9, 24-28)”.

Kościół nieustannie w Eucharystii uobecnia za sakramentalnymi znakami, bezkrwawo, tę jedyną Ofiarę Jezusa z Kalwarii. Nieustannie przedstawia Ojcu niebieskiemu, ofiaruje Mu tę Krew Jezusa wylaną na krzyżu. Nieustannie tą Krwią Jezusa osłania się i w niej oczyszcza swoje szaty. Nie mamy innej modlitwy, innej ofiary. Każda nasza modlitwa i ofiara ma wartość w oczach Boga dzięki temu, co wydarzyło się na Golgocie. Krew Jezusa jest w centrum naszej wiary, bo to ją przedstawiamy Ojcu każdego dnia w Eucharystii, źródle i szczycie życia Kościoła.

Uważam, że najpiękniejszy napis na nagrobku, to cytat z Księgi Apokalipsy: „A oni zwyciężyli dzięki krwi Baranka i dzięki słowu swojego świadectwa” (Ap 12,11).  Nie ma innej ceny, innego okupu, innej waluty w niebie. Starożytni Grecy wierzyli, że zmarli zapłacą przewoźnikowi przez Styks pieniążkiem, który kładziono im do trumny. My nie płyniemy do domu Ojca Styksem. Przechodzimy po krzyżu Jezusa. Lubię wyobrażać sobie, że kiedyś stanę przed Obliczem Ojca właśnie z naczyniem z Krwią Baranka. Jeśli Ojciec otworzy mi drzwi do swojego Królestwa, to właśnie dlatego. Za darmo. Za Krew Jezusa. A nawet nie muszę trzymać w rękach naczynia z Jego Krwią. Jest ona bliżej mnie. Jest na moim czole od dnia chrztu świętego, jak kiedyś krew zwykłego baranka na odrzwiach domów Izraelitów (por. Wj 12, 7). Ciągle płuczę nią swoją szatę, a ona nie staje się przez to brudna, ale czysta. Często ją piję, a jeśli ją piję, krąży ona w moich żyłach… „Zmartwychwstaniemy, albowiem przebywa w nas Chrystus przez swoje ciało. Jest wręcz niemożliwe, aby Życie nie ożywiło tych, w których się znajduje. Tak jak rzucamy iskrę na słomę, aby podtrzymywać ogień, tak samo nasz Pan Jezus Chrystus złożył w nas życie, dzięki swojemu ciału. Złożył je jako ziarno nieśmiertelności, które oczyszcza nas z wszelkiego zepsucia„. Św. Cyryl Aleksandryjski

2 komentarze

  1. Ppp Ppp

    Jezus za darmo, zgoda, tylko człowiek nie ma do czynienia bezpośrednio z Jezusem, lecz z pośrednikami w postaci rozmaitych Kościołów.
    A te darmowe nie są.
    Nawet, jeśli ktoś nie organizował chrztu, ślubu czy pogrzebu i nie musiał za nie płacić, to są jeszcze koszty innego rodzaju.
    Pamiętam koszty wpędzania w poczucie winy za „grzechy” czające się wszędzie, choć niekoniecznie popełnione, a jeśli popełnione – to bzdurne i nie z własnej winy.
    Pamiętam koszt strachu przed spowiedzią.
    Pamiętam koszt upokorzenia w czasie spowiedzi.
    Pamiętam koszt wściekłości po spowiedzi u księdza bez kontaktów z rzeczywistością.
    Pamiętam koszt bolących kolan, kiedy byłem zmuszany do udziału w adoracjach – szła cała klasa w ramach rekolekcji, więc trzeba było.
    Pamiętam koszt czasu zmarnowanego na niedzielnych mszach – przespanych z nudów lub zmęczenia.
    Rozumiem, że Pani wyciąga wnioski z pism teologicznych i wynika z nich to, co Pani opisuje. Proponowałbym jednak mniej patrzeć w pisma, a więcej we własne wspomnienia. Albo swoich znajomych, jeśli będą chcieli o tym rozmawiać.
    Pozdrawiam.

  2. podterebintem podterebintem

    Wie Pan, ja tu już opisywałam swoje doświadczenia i Pan jako, co mnie cieszy, stały czytelnik :), je czytał. Wyciągam wnioski na podstawie własnych doświadczeń, których potwierdzenie znajduję w Pismach. 🙂

    A co do darmowości. Nie ma sakramentów za pieniądze. Płaci Pan za spowiedź albo za Komunię świętą? Bo ja nie. Może Pan cały rok chodzić codziennie do Komunii i nie dawać nic na tacę przecież 🙂

    Każdy sakrament, także małżeństwa czy chrztu musi być Panu udzielony za darmo. Ofiary składane przy tej okazji są zwyczajowe. Jeśli wie Pan o parafii, gdzie jest jakiś cennik, to proszę mi wprost napisać, przekażę sprawę we właściwe miejsce, bo to jest nielegalne.

    Jeszcze raz Panu współczuję doświadczeń ze spowiedzią. Nic one jednak nie zmieniają, jak chodzi o darmowość łaski i Bożego przebaczenia, jak i samego zbawienia. Wystarczy, że człowiek przyjmie zbawienie, które daje Chrystus, a to przyjęcie jest w sposób pewny w znakach sakramentalnych.
    Czy jeśli dentysta odstawił mi fuszerkę, mam przestać chodzić do dentystów? Czy raczej poszukać innego? Jak by Pan zrobił?

    Koszt kolan Pan mówi, na adoracji. Albo czasu na Mszy. Jeśli Pan spojrzy na religię jak na relację z Jezusem i wierzy Pan, że On jest obecny w Eucharystii, to czy spotkanie z kimś kogo się kocha, nawet jeśli kosztuje wysiłku, warte jest tego, czy nie? Jechał Pan kiedyś do ukochanej osoby wiele km albo czekał w deszczu i chłodzie na kogoś kochanego?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *