Wczoraj pisałam o problemach na styku wiara i nauka. Czytając dzisiejszą Ewangelię, zauważam w niej jakby kontynuację tamtego wątku. Jezus nie ma nawet gdzie położyć głowy. W tłumaczeniu Biblii Pierwszego Kościoła: „nie ma na czym głowy oprzeć (por. Mt 8, 20)”. Ileż to razy, szukając, kopiąc, drążąc, wspinając się – jakichkolwiek by nie użyć porównań – nie mamy, na czym oprzeć głowy. To jeszcze nie to. Pozorna sprzeczność, nierozwiązana zagadka, konflikt wewnętrzny… W takich chwilach przypomina mi się fragment Tryptyku Rzymskiego:
„Zatoka lasu zstępuje
w rytmie górskich potoków…
Jeśli chcesz znaleźć źródło,
musisz iść do góry, pod prąd.
Przedzieraj się, szukaj, nie ustępuj,
wiesz, że ono musi tu gdzieś być —
Gdzie jesteś, źródło?… Gdzie jesteś, źródło?!
Cisza…
Strumieniu, leśny strumieniu,
odsłoń mi tajemnicę
swego początku!
(Cisza — dlaczego milczysz?
Jakże starannie ukryłeś tajemnicę twego początku.)
Pozwól mi wargi umoczyć
w źródlanej wodzie
odczuć świeżość,
ożywczą świeżość”.
Jesteś gdzieś źródło, jesteś gdzieś odpowiedzi, jesteś gdzieś pokoju…
Jakież to Ewangeliczne! Jak bardzo w takich chwilach widać, że wiara jest inną pewnością. Nie jest pewnością matematycznego twierdzenia ani elektronowego mikroskopu. Jest pewnością zaufania Osobie. Wiara nie musi koniecznie łączyć się z natychmiastowym intelektualnym zrozumieniem. Nieraz przez wiele lat, albo raz po raz na nowo, zmagamy się z pewnymi problemami i pytaniami. A jednak „Fides querens intellectum” – wiara szuka zrozumienia, jak mówił św. Anzelm z Cantenbury. „Szukanie prawdy przez wierzącego odbywa się w ruchu, w którym wciąż na nowo słuchanie przepowiadanego słowa łączy się z poszukiwaniami rozumu” (J. Ratzinger). „Dojrzała wiara jest cierpliwością trwania w mroku tajemnicy” (ks. Halik).
To jest prawdziwa wiara – iść za Osobą, Jezusem. Nawet wtedy, gdy Go nie rozumiemy. Iść, nie rezygnując z poszukiwań rozumu. Iść w zaufaniu, bardziej ufając Jemu niż swojemu rozumowi, ale nie wyrzucając rozumu. To do Jego Słowa dopasowywać swoje decyzje, nadawać mu priorytet przed swoim osądem. Iść z pewnością, że źródło jest. Przedzierać się w zaufaniu, mimo tego, że nie widzę. Iść jak Abraham, nie wiedząc dokąd idzie. Być w pełni człowiekiem, jak on. Nie bać się szczerości wobec Niego (jak tego przykład daje dzisiejsze pierwsze czytanie – por. Rdz 18, 16-33). Nieraz wykrzyczeć Mu swoje wątpliwości, a nawet swoją złość. Iść za Jezusem. Iść drogą Jezusa. To właśnie On przez długi czas nie miał, gdzie głowy oprzeć. Aż oparł ją na drzewie krzyża i nagrobnym kamieniu, który stał się bramą do nowego Życia.