Wpis z 09.12.2018 z poprzedniej domeny bloga. Komentarz do czytań z tamtej niedzieli. Aktualny jednak zawsze ku refleksji.
W pierwszym czytaniu z księgi proroka Barucha, uderzyło mnie zdanie: „Przyoblecz się w płaszcz sprawiedliwości pochodzącej od Boga„. (Ba 5, 2). Mamy sprawiedliwość od Boga, nam samym brak zasług, które mogłyby orędować za nami (dzisiejsza mszalna kolekta). Jesteśmy zbawieni z łaski, którą nie tylko przyoblekliśmy się, lecz która zmienia nas samych tak, że stajemy się nowym stworzeniem. Dla chrześcijan, którzy poznali nauczanie Jezusa, być może nie brzmi to jakoś szokująco. Ale to są słowa wypowiedziane przed Jezusem. Słowa starotestamentalnego proroka, który już widzi, że zbawi nas Boża sprawiedliwość. Że to będzie Jego dzieło, że sami nie damy rady wysłużyć sobie takiej sprawiedliwości, która po grzechu pierworodnym, otwarłaby nam niebo… Pragnąć łaski, przyjąć łaskę, trwać w łasce, bo tylko ona sprawia, że ocieniać nas będą lasy i drzewa pachnące (por. Ba 5, 8).
Kolejny fragment Słowa, na który chcę zwrócić uwagę to pierwsze wersety dzisiejszej Ewangelii. Pozornie mogłoby się wydawać, że są one tylko wstępem do następującego po nich streszczenia działalności Jana Chrzciciela. Niemniej to właśnie ten wstęp przykuł moją uwagę. „Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza cezara. Gdy Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei, Herod tetrarchą Galilei, brat jego Filip tetrarchą Iturei i Trachonitydy, Lizaniasz tetrarchą Abileny; za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza skierowane zostało słowo Boże do Jana, syna Zachariasza, na pustyni” (Łk 3, 1-2). Dla mnie jest to jeden z tych fragmentów Biblii, który objawia Imię Boga – JA JESTEM. Tu i teraz, w konkretnym czasie i miejscu, Bóg kieruje swoje słowo do Jana. On Jest. Działa w rzeczywistości. To nie demiurg, który stworzył ziemię i już więcej Go ona nie obchodzi. Bóg chrześcijan to Bóg, który wkracza w historię. Działa. Mówi. Tak jak mówił tam i wtedy, tak mówi tu i teraz. Codziennie kieruje swoje Słowo do Ciebie i do mnie. Nie będziemy drugimi Janami Chrzcicielami. Mamy inną misję i inne powołanie. Ale Bóg mówi do nas. Uczestniczy w naszym życiu. Nie zawsze spektakularnie. Bardzo często zwyczajnie, tak zwyczajnie, że możemy nie zauważyć Jego działania. Ale ono jest. Wszystko zależy od nas, czy otworzymy nasze oczy i nasze uszy na Emmanuela – Boga z nami, czy będziemy mieć oczy, które nie widzą i uszy, które nie słyszą (por. Mt 13, 15). Warto sięgnąć do tego fragmentu Ewangelii Mateusza. To nie Bóg zamyka oczy i uszy, jak mogłoby się wydawać przy pobieżnej jego lekturze. Niedostrzeganie Bożego działania to skutek twardego serca. To skutek ludzkiego wyboru, zamknięcia.
Ostatni fragment, który mnie dziś dotyknął to psalm 126. Radosna pieśń wyzwolonych z niewoli babilońskiej. Dlaczego jest jednak tak, że naród wybrany, który już śpiewał podobną pieśń, przechodząc przez Morze Czerwone (por. Wj 15, 1-21), znowu popadł w niewolę? Dlaczego niewola egipska nie była ostatnią? O ile ta pierwsza można powiedzieć, że nie była zawiniona, o tyle ta druga była według nauczania proroków skutkiem grzechów Izraela. Myślę, że aby to zrozumieć, warto sięgnąć do psalmu 73. Jest to pieśń skargi na to, że ludziom grzesznym, żyjącym z dala od Boga się dobrze powodzi, mają wszystko. Jest to wyraz jakiejś tęsknoty za dobrami doczesnymi, zmysłowymi, z których psalmista rezygnuje w imię wierności Bogu. Psalmista mówi o tym wprost: „A moje stopy nieomal się nie potknęły, omal się nie zachwiały moje kroki. Zazdrościłem bowiem niegodziwym, widząc pomyślność grzeszników. Bo dla nich nie ma żadnych cierpień, ich ciało jest zdrowe, tłuste. Nie doznają ludzkich utrapień, ani z [innymi] ludźmi nie cierpią„. (Ps 73, 2-5). Coś takiego może się wydarzyć w sercu wierzącego. To właśnie stało się z Żydami, wychodzącymi z Egiptu i właśnie dlatego szli przez pustynię 40 lat, aby wymarło całe pokolenie znające niewolę. Człowiek potrafi bowiem stracić z oczu perspektywę, skupić się na tym, czego mu pozornie brakuje i poświęcić to, co najważniejsze w imię dóbr, o których za chwilę sam powie, że są wiele mniej ważne. Niestety. Taki był krzyk Izraelitów do Mojżesza: „Któż nam da mięsa, abyśmy jedli?Wspominamy ryby, któreśmy darmo jedli w Egipcie, ogórki, melony, pory, cebulę i czosnek. Tymczasem tu giniemy, pozbawieni tego wszystkiego. Oczy nasze nie widzą nic poza manną”. (Wj 11, 4-6) Dopiero co widzieli cuda Boże, wyszli z niewoli, idą do obiecanego kraju, który ma opływać mlekiem i miodem. Są w drodze. Wiedzą, że chociaż jest ona trudna, na końcu wędrówki czeka rzeczywistość przekraczająca nie tylko to, co było w Egipcie, ale także ich wyobrażenia. Ale w tej chwili cebula i czosnek znaczy więcej niż wolność. Ptak zamknięty w klatce nieraz woli w niej pozostać, niż cieszyć się wolnością i szczęściem, do których został stworzony. Wybiera karykaturę, namiastkę, rezygnując z pełni. Podobnie bywa z człowiekiem. Co zrobić, aby tak się nie stało? Z pomocą przychodzi nam psalm 137, bliźniaczy względem 126. Psalmista woła tam: „Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie, niech uschnie moja prawica!” (Ps 137, 5). Jest zatem taka rzeczywistość, o której zapomnieć nie można, aby nie zachowywać się jak Izraelici na pustyni. Pamiętać o tym, jak wygląda wolne i szczęśliwe życie z Bogiem. W chwili takich pokus, o jakich mówi psalm 73, wracać myślą do szczęścia, którego kosztowaliśmy, będąc z Bogiem. Izraelitom pogrążonym w niewoli babilońskiej było łatwiej niż wychodzącym z Egiptu. Oni znali już smak świetności Jeruzalem. Wiedzieli, co znaczy być szczęśliwymi w pokoju z Bogiem.
Taką funkcję w naszym życiu pełnią wszelkie pocieszenia, które nam daje Bóg. Autorzy duchowi wiele pisali o tym, że zwłaszcza po pierwszym nawróceniu, ale i kolejnych, Bóg obdarza wieloma łaskami, radością, duchowym pokojem, którego nie da się porównać z niczym innym. Rzeczywiście odczuwając to, co nie jest żadnym niezwykłym doświadczeniem, żadnymi ekstazami, ale pocieszeniami typowymi na drodze początkujących, chce się powiedzieć słowa tego samego psalmu 73: „Kiedy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia” (Ps 73, 25). Bóg daje czasami takie doświadczenia, dość często na początku rzeczywistego pójścia za Nim. One niekiedy pchają nas do wielkich działań, do ewangelizacji itp. Rzeczywiście, doświadczając „słodyczy Pana” (por. Ps 27, 4), zachwytu Bogiem niewysłowionym (ineffabilis Deus), przyjemości zmysłowe, stają się naprawdę błahostkami. Św. Paweł powie, że wszystko uznaje za śmieci, jeśli ma to porównać z poznaniem Chrystusa (por. Flp 3, 8). Ale nawet po takim doświadczeniu, a wręcz kiedyś na pewno, będą pokusy (zwłaszcza gdy mamy czas z mniejszą ilością duchowych pocieszeń, życiowe trudności, kłopoty), aby wyżej postawić egipskie mięso, ogórki, melony, cebulę i czosnek nad „ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win” (por. Iz 25, 6), którą Bóg nam przygotowuje i daje kosztować. Niech nas wtedy ratuje wspomnienie tej radości, która jest w Bogu. W przeciwnym razie, stracimy tę radość, tę sprawiedliwość Bożą, łaskę, o której mówił Baruch, za cenę nieporównywalnie mniejszej radości, po której będziemy siedzieć i płakać, wspominając Syjon i żałując własnej głupoty (por. Ps 137, 1).