Przejdź do treści

Upominać, a nie gasić

            Wracam do dzisiejszego Słowa myślami, siadam z nim od czasu do czasu i zadziwia mnie wręcz, jak jest ono gęste. Ile można w nim odkryć wątków i znaczeń. Boję się kopać głębiej, co jeszcze mogę w nim odkryć.

            Na pewno widzę w nim Boga czułego. Kiedy wypędza z raju i zagradza drogę do drzewa życia, to z miłości (pisałam o tym w poprzednim wpisie – zapraszam). Upomina człowieka, mówi o konsekwencjach jego grzechu. Przedstawia je jasno. Ale nie odbiera nadziei. Zapowiada, że potomstwo Ewy zmiażdży głowę węża. Co więcej, Bóg nie zachowuje się jak satrapa, który właśnie ma niepowtarzalną okazję zemszczenia się na poddanych i nie omieszka z niej skorzystać. Nie, On powiedział swoje. Oznajmił konsekwencje, które stają się karą, czy też karę, która jest konsekwencjami. I sporządził ludziom odzienie. Bo już nie tylko zobaczyli, że są nadzy, ale i poczuli. I zrobiło się Mu ich żal. Rozdział dalej Bóg daje Kainowi znamię, aby nikt go nie zabił. Mimo, że Kain sam jest zabójcą (por.Rdz 4, 14-15).

W owym czasie, gdy znowu wielki tłum był z Jezusem i nie mieli co jeść, przywołał do siebie uczniów i rzekł im: «Żal Mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. I jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze, bo niektórzy z nich przyszli z daleka». (Mk 8, 1-3). Czułość, wrażliwość Jezusa. Żal mi tych ludzi. Nie ma wypominania, że są niezaradni, nieogarnięci, nieprzewidujący, nie-jacyś tam. Bo kto to widział, nie wziąć ze sobą zapasów. Nie odejść na chwilę w ciagu dnia i nie zakupić rodzinie żywności.
            Od kilku dni czytam Apoftegmaty Ojców Pustyni, a konkretnie Gerontikon. W rozdziale o św. Antonim Wielkim znalazłam taki fragment: Pewnego dnia brata we wspólnocie oskarżono o rozpustę: on wstał i poszedł do abba Antoniego. I przyszli bracia ze wspólnoty, aby go uleczyć i zabrać; zaczęli go też karcić mówiąc: „Popełniłeś coś takiego!” A on się bronił: „Wcale nic takiego nie zrobiłem!” Przypadkiem znajdował się tam także abba Pafnucy „Głowacz” i powiedział im taką przypowieść: „Widziałem na brzegu rzeki człowieka pogrążonego w błocie po kolana; i przyszli jacyś ludzie, żeby mu podać rękę, i pogrążyli go aż po szyję”. Wtedy Abba Antoni powiedział do nich o abba Pafnucym: „Oto prawdziwy człowiek, który potrafi leczyć i ratować dusze”. Bracia, skruszeni słowami starców, ukorzyli się przed tym bratem, a zachęceni przez ojców, zabrali go z powrotem do wspólnoty.

            Można napominać tak, że napomniany chce się poprawić. Można napomnieniem dodać mu zachęty. Napomnienie może być dopingiem. Można dać do zrozumienia: nie udało Ci się, ale ja Ci kibicuję, próbuj dalej. Dasz rady! Wierzę w Ciebie! Ale można też napominać tak, że napomnianemu już się żadnej poprawy nie chce. Niczego się już nie chce. Można napominać tak, jak się gasi świecę gasidłem. Może dlatego Sługa Pański z Księgi Izajasza, jest tym, który knota tlącego się nie zgasi (por. Iz 42, 3b)? Można napomnieniem zabić resztki nadziei na poprawę. Można krzyknąć: idź stąd i nie ośmielaj mi się wracać kolejny raz! A wrzask ten nie oznacza tego samego, co: idź i nie grzesz więcej. Ten pierwszy jest wypowiadany z wyżyn własnej pychy i pogardy, z poczucia bycia lepszym od brata. Drugi jest łagodnym szeptem, bardziej prośbą, niż nakazem. Wynika z troski. To samo zdanie dookreślone do chromego nad sadzawką jest czułe. To otwarte serce Boga: wiem, że grzech cię niszczy, proszę, walcz z nim, zrób, co możesz, by go więcej nie popełniać. To dla Twojego dobra (por. J  5, 14).  Jest odesłaniem bez zamykania drzwi. Bo ten, który je wypowiada, nie może wymagać od nas więcej, niż sam czyni. A wymaga przebaczać bratu siedem razy na dzień (por. Łk 17, 4).


 

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *