Przejdź do treści

Sakrament radości

Już kilkakrotnie spotkałam się z narzekaniem na sakrament pokuty. Na jego rzekomą przemocowość, upokorzenie, wpędzanie w poczucie winy, sposób kontroli ludzi i inne tym podobne zarzuty. Cóż, nie zamierzam z tym polemizować. Nie zamierzam negować doświadczeń odmiennych od moich. Chcę po prostu podzielić się swoim doświadczeniem i świadectwem.
Dla mnie spowiedź jest sakramentem radości, a nie udręczenia. Uwolnienia, a nie wpędzania w poczucie winy. Spotkania z kochającym Ojcem, a nie mściwym władcą. Moje chrześcijaństwo wyrasta z doświadczenia głęboko kerygmatycznego i tym samym, paschalnego. Wielki Post jest dla mnie osobiście czasem szczególnym – w tym roku minie 20 lat od w pełni świadomego i pełnego przeżycia Triduum Paschalnego. Mam nadzieję w Bogu, że w tym roku dane mi będzie uczestniczyć w liturgii osobiście, nie tak jak w zeszłym – zdalnie.

To właśnie w Wielkim Poście, 20 lat temu, w czasie szkolnych rekolekcji, przeżyłam spowiedź, którą zapamiętam do końca życia. Wtedy usłyszałam słowa spowiednika: „Bóg Cię kocha, kocha konkretnie Ciebie, kocha Ciebie taką, jaka jesteś”. Niby wcześniej to też wiedziałam. Ale tego dnia te słowa dotarły na samo dno mojego serca. To był dzień, w którym postanowiłam iść za Jezusem, mimo tego, że od tamtego dnia zrozumiałam, że będzie to droga krzyża. Że nie będzie łatwo. Że łatwiej było wcześniej albo byłoby bez Niego. Łatwiej, ale nie szczęśliwiej. Kilka tygodni później w czasie Mszy Wieczerzy Pańskiej czułam ciarki na plecach, śpiewając: Jestem Twym sługą, synem Twojej służebnicy, Ty rozerwałeś moje kajdany. A w czasie Wigilii Paschalnej doświadczyłam tego, co przeżywali oazowicze podczas Exodusu – świadomie i dobrowolnie odnowiłam w sobie wybór, który uczynili za mnie rodzice w chwili chrztu – wyrzekłam się szatana i grzechu oraz wyznałam wiarę w Jezusa, wybierając Go na mojego Pana i Zbawiciela. Mojego. Osobistego. Bo on umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie (Ga 2, 2). On nie umarł za anonimowy tłum. Umarł za mnie.

I tak niosę w sobie to doświadczenie przez lata. Raz jestem przy Panu i krzyczę, że oddam za Niego życie, by niedługo potem powiedzieć, że Go nie znam. Ale wiem, że zawsze mogę do Niego wrócić. I że czasem wracam, chwytając Jego nóg i mówiąc coś przedziwnego: odejdź ode mnie, bo jestem człowiek grzeszny (por. Łk 5, 8). Myślę, że wiem, co czuł wtedy Piotr. I że gdyby naprawdę chciał, aby Jezus od Niego odszedł, nie przypadłby Mu do nóg. – Nie odchodź, Panie. Nie, nie, nie! Tak bardzo jestem niegodny Ciebie, ale kocham Cię i błagam, nie odchodź.

To nie tak, że nigdy nie zostałam źle potraktowana w konfesjonale. Gdybym tak powiedziała, skłamałabym. Niosę w sobie kilka takich zranień, które się zabliźniają. Wierzę głęboko, że trafiło na mnie, bo gdyby trafiło na kogoś innego, może ta osoba już by więcej nie wróciła? Gdy mnie takie coś spotka wiem, że powinnam interweniować, upomnieć kapłana, czy zgłosić to jego przełożonym. Nie dlatego, że urażono moją pychę. Ale dlatego, żeby nie zgaszono kiedyś małego knotka i nadłamanej trzciny. Takich sytuacji spotkało mnie jednak tylko kilka. Owszem, o kilka za dużo. Ale w absolutnej większości spotkań z Jezusem (właśnie z Jezusem, wtedy, gdy kapłan nie zapomina, w czyim Imieniu sprawuje ten sakrament i że to nie jest przestrzeń na niegrzeczne zachowanie, czy pochopne sądy można łatwiej zobaczyć, że to Jezus na nas tam czeka) w sakramencie pokuty, otrzymuję radość. Nie jeden raz wracam do domu i płaczę ze szczęścia. Jezus naprawdę jest szalony z miłości do nas. Tak, Jezus naprawdę odszedł od zmysłów (por. Mk 3, 21). Tak, w takiego Boga wierzę.

Proszę Cię, która lub który czytasz te słowa. Idź do spowiedzi. Nie bój się Jezusa. Obiecuję Ci, żę w najbliższych dniach będę się modlić, abyś także Ty, doświadczył/a owocnego spotkania z Bogiem w sakramencie pojednania, sakramencie radości. Nie odkładaj go. Nie zostawiaj na potem, na jutro, na Wielki Tydzień, na dzień swojej śmierci… Wróc do Jezusa już teraz.

A On jej odpowiedział: «Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj!» A kobieta odrzekła Mu na to: «Nie mam męża». Rzekł do niej Jezus: «Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą». Rzekła do Niego kobieta: «Panie, widzę, że jesteś prorokiem.(…) Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: «Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?» Wyszli z miasta i szli do Niego. (J 4, 16-19.28-30).

               Samarytnka zachowuje się…irracjonalnie. Kto z nas biegnie, by opowiadać innym, że właśnie spotkał człowieka, który powiedział mu to, co złego zrobił? Kto? Chodzi jednak nie o nas i nie o zło. Chodzi o tego, który o nim powiedział i o sposób, w jaki to zrobił. Jest tylko jeden Człowiek, który potrafi powiedzieć nam o wszystkim, co złego uczyniliśmy, wprost, bez owijania w bawełnę. Powiedzieć tak, że gdy to usłyszymy, nie chcemy uciec. Powiedzieć tak, że nie czujemy się poniżeni, wyśmiani, czy wystraszeni. Powiedzieć tak, że rzucamy wszystko i idziemy zapraszać innych, aby także oni do Niego przyszli. Jest tylko jeden taki Człowiek. Na imię ma Jezus z Nazaretu.

4 komentarze

  1. Ppp Ppp

    Rozumiem, ale się nie zgadzam. Nie jest moim celem ranienie Pani uczuć, chciałem jednak przedstawić konkretne powody, dlaczego nie chodzę do spowiedzi – w celach edukacyjnych.
    Doświadczenie z młodości.
    Siódma klasa podstawówki (ja – 14 lat), sporo nauki, czasem Niedziela była JEDYNYM dniem relaksu, a i to nie zawsze. Normalne zatem, że na msze chodziłem raczej 1,5 raza w miesiącu, a nie co tydzień. Pewnego razu pewien stary ksiądz, który zapomniał, jak to bywa w szkole, wydarł się na mnie, że „oszukuję samego siebie” twierdząc, że nie mam czasu chodzić na msze. Wystraszony uciekłem od konfesjonału, a po drodze do domu stwierdziłem, że nie mam obowiązku narażać się na kontakt z ludźmi nie mającymi kontaktu z rzeczywistością. Potem do spowiedzi poszedłem tylko dwa razy – przez Bierzmowaniem oraz przez Bierzmowaniem kuzyna. Uznałem, że skoro ktoś nie rozumie, że uczeń może być przepracowany, przemęczony lub faktycznie siedzieć nad lekcjami cały weekend – sam sobie jest winien.
    Doświadczenie sprzed kilku lat.
    Byłem na wakacjach z Niemczech i Austrii – dwukrotnie zdarzyło mi się iść na mszę. Tzn, msza była, jak przyszedłem zwiedzać, to posiedziałem do końca. Zauważyłem, że WSZYSCY poszli do komunii, choć nie sądzę, żeby 100% było wyspowiadanych. Skądinąd wiem, że kościoły katolickie na Zachodzie Europy zrezygnowały ze spowiedzi, bo nikt nie chciał chodzić. I bez tego mają problem z przyciągnięciem wiernych, więc wolą nie denerwować potencjalnych „klientów”.
    Doświadczenie aktualne.
    Moja największa w życiu „zbrodnia”, to jazda tramwajem na gapę – przy czym nie było to nawet oszustwo, tylko bilet okresowy został w innej torbie. Aktualne zbrodnie Kościoła – pedofilia, ukrywanie pedofilii, pochwalanie przemocy wobec kobiet, wyzywanie kobiet i ludzi LGBT. Jak widać, w ciągu ostatniej połowy roku Kościół w Polsce ma na koncie nieskończenie wiele większe winy, niż ja przez całe życie. Zatem: kto tu powinien się spowiadać?
    Pozdrawiam.

  2. podterebintem podterebintem

    Nie rani Pan moich uczuć religijnych, spokojnie. Dzieli się Pan swoim doświadczeniem, różnym od mojego. To, co Pan opisał, odbieram bardziej jako potrzebę podzielenia się szerzej, ogólniej, frustracjami związanymi z Kościołem. Cieszę się, że poczuł się Pan w tym moim internetowym pokoiku na tyle bezpiecznie, że pozwolił Pan sobie te frustracje wyrazić. Myślę jednak, że to nie o spowiedź w nich głównie chodzi, a przynajmniej ja między wierszami, czytam inne wątki.

    Nie chciałabym Pana w żaden sposób dodatkowo zranić. Ksiądz nie powinien na Pana nakrzyczeć. Tu jestem Pana sojuszniczką. Ale również nie przyjmuję argumentu, że nauka uniemożliwia zupełnie pójście do kościoła raz w tygodniu. Wie Pan, to jest tylko godzina… Myślę, że Ksiądz zamiast krzyczeć na Pana, mógłby zadać Panu dwa pytania: Co sprawia, że nie może Pan się zrelaksować w obecności Boga, że Msza nie jest dla Pana pokrzepieniem sił, skoro Jezus zaprasza do siebie wszystkich utrudzonych i umęczonych… I drugie pytanie: czy gdyby Pan się zakochał, również miałby Pan trudność z cotygodniową godzinną randką?
    Może jest to też jakieś moje oderwanie od realiów, w których Pan wzrastał – nie znam ich. Ale też miałam 14 lat i mogę oceniać tylko przez swój pryzmat, bo „każdy takie widzi świata koło, jakie sam tępymi zakreśla oczy”.

    Co do krajów zachodnich – cóż, to bardziej złożony temat. Z całą pewnością zaniechanie powszechnego sprawowania sakramentu pokuty w tych krajach, jest jasno i wyraźnie krytykowane przez papieża Franciszka i nie jest zgodne z nauczaniem Kościoła. Wolę być w Kościele, który prowadzi papież i słuchać jego, niż pojedynczych teologów. Zbyt wielu takich już w życiu spotkałam i poznałam.

    Co do Pana największych grzechów. Nie podejmuję się oceniać Pana sumienia i czynów, bo nawet nigdy Pana nie widziałam i nie rozmawiałam. Jeśli naprawdę jest tak, jak Pan mówi, nie pozostaje mi nic innego, jak szczerze się tym cieszyć. Mówię to bez cienia ironii. Ja miewam na sumieniu większe przewinienia. Pozwoli Pan jednak, że nie wnikając w kwestie osobiste ani Pańskie ani moje, podzielę się moją obawą. Dane mi było poznać wiele osób, które były przekonane o własnej świętości. Niestety jednak te same osoby po latach przyznawały, że skrzętnie nie schodziły na dno swojego serca, nie rozmawiały z Bogiem w sanktuarium swojego sumienia i zwyczajnie siebie nie znały. Pytanie, na ile nie mamy grzechów, a na ile mamy po prostu szerokie sumienie albo brak czasu na refleksję nad sobą, swoimi nie tylko zewnętrznymi czynami, ale też motywacjami.

    Co do pedofilii i innych takich. Znów musiałabym dzielić się świadectwem, co przekracza ramy komentarza. Polecam inne wpisy na moim blogu. 🙂 Nie neguję, że takie rzeczy mają miejsce. Nie były, dzięki Bogu, moim udziałem. Potępiam takie zachowania, przestępstwa, użyjmy prawidłowej nazwy. Ale wie Pan: mój grzech nie usprawiedliwia Pana grzechu i na odwrót. Księża odpowiadają za swoje grzechy, Pan za swoje, ja za swoje. I księża też się spowiadają. Dane mi było samej widzieć już kilkakrotnie księdza, który klękał u kratek konfesjonału. Wie Pan, też się dziwię temu, ale tak jest… Bóg tak sobie wybrał i postanowił, żeby posługiwać się grzesznikami. Może właśnie po to, byśmy nie przypisywali sobie żadnych zasług, wiedząc, do czego jesteśmy sami z siebie zdolni (gliniane naczynia, o którym mówił św. Paweł). Jakoś z każdym dniem coraz wyraźniej to widzę.

    Pozdrawiam Pana serdecznie, dziękuję za odwiedziny i mam nadzieję, że niczym Pana nie uraziłam. Zapraszam do innych wpisów, może odnajdzie Pan tutaj coś, co pogłębi Pana relację z dobrym, kochającym Pana, Bogiem.

  3. Ewa Ewa

    Pojechałam dziś do sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej z zamiarem spowiedzi… Po drodze stwierdziłam, że może jeszcze nie dziś, może w tygodniu, w końcu mam całkiem blisko. Będąc już na parkingu wyjęłam telefon i zajrzałam na fb z zamiarem odwleczenia decyzji jak najdłużej. Pierwszy (i jedyny z powodu kiepskiego zasięgu) post jaki zobaczyłam to post Deonu z tym właśnie wpisem. Pierwsze słowa: „Proszę cię, która … czytasz te słowa. Idź do spowiedzi.” Jak już Pan mówi przez posty na fb to cóż było zrobić – poszłam. Trafiłam na wspaniałego kapłana, który bezbłędnie rozeznał co było największym moim problemem i z konfesjonału wyszłam duchowo lżejsza o któreś kilo. Dziękuję Ci bardzo za ten wpis. Niech Ci Pan błogosławi 🙂

    • podterebintem podterebintem

      Popłakałam się czytając Twoje świadectwo. Chwała niech będzie dobremu Bogu. 🙂 To Duch Święty skłonił mnie, żeby napisać te słowa, a ludzi odpowiedzialnych za facebookową stronę Deona, by je wrzucić i jeszcze dokładnie te wybrać do posta. Tak właśnie działa Bóg, na tym polega Jego Opatrzność. Posługuje się zwykłymi, słabymi, grzesznymi ludźmi. To jest właśnie tajemnica Kościoła. Jemu chwała! 🙂 „Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę za Twoją łaskawość i wierność”! Ps 115, 1

      Pozdrawiam Cię serdecznie, niech Ciebie również Pan błogosławi! Świętuj dziś z aniołami, bo mają w niebie imprezę z powodu Twojego powrotu do Pana 🙂

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *