Last updated on 4 lutego 2021
Dzisiaj w Liście do Hebrajczyków autor woła „Jeszcze nie opieraliście się aż do krwi, walcząc przeciw grzechowi” (Hbr 12, 4). Ten motyw pojawia się też nieraz w Psalmach (np Ps 63, 4). Ostatecznie jesteśmy wezwani, by kłaść wierność Bogu ponad własne życie. To prawda. Ale jednak Tradycja chrześcijańska, pomijając sytuacje graniczne, męczeństwa, nie skłania się ku dosłownej interpretacji tego Słowa. Nie jest to szaleńcze wezwanie do samobójstwa czy samookaleczenia. Bóg stworzył nas byśmy ŻYLI w Jego łasce i chwalili Go swoim istnieniem. On jest Bogiem życia a nie śmierci i destrukcji. Nasz Bóg nie nawołuje do zabijania w Jego imię – ani innych ani siebie. Kościół wielokrotnie potępiał literalne rozumienie tego typu zdań.
Biblię zawsze należy rozumieć w całości. Nie chodzi o to, by łamać jedno przykazanie, aby zachować inne. Takie dylematy rozwiązuje św. Jakub na jednym przykładzie. Można go odnieść także do pozostałych przykazań: Choćby ktoś przestrzegał całego Prawa, a przestąpiłby jedno tylko przykazanie, ponosi winę za wszystkie. Ten bowiem, który powiedział: Nie cudzołóż!, powiedział także: Nie zabijaj! Jeżeli więc nie popełniasz cudzołóstwa, jednak dopuszczasz się zabójstwa, jesteś przestępcą wobec Prawa (Jk 2, 10-11). Dla mnie zdanie z Listu do Hebrajczyków to wezwanie do autentycznej walki o wierność Bogu. Takiej samej, jaką prowadzilibyśmy w innych zawodach, by zdobyć przemijającą nagrodę (por. 1 Kor 9, 24).
Pamiętam jak tata uczył mnie gry w koszykówkę. Pamiętam długie godziny rzucania osobistych. Stawialiśmy sobie z reguły jakiś cel np 7, czy 8 na 10 trafionych. Te godziny pozostawiły we mnie lekcje, które dziś tak często odnoszę do życia duchowego. Pierwszą z tych lekcji było to, że nie należy się załamywać porażkami. Do dziś brzmią mi w uszach słowa: Kto nie umie przegrywać, nie umie też wygrywać. Pamiętam też, że wielokrotnie słyszałam, iż wszystko może się wydarzyć, dopóki piłka jest w grze, a mecz można wygrać (ale i przegrać) w ostatniej minucie. Druga lekcja to wytrwałość. To nic, że rzucam już od godziny i jak na razie nieustannie moja trafność kończy się na 6 celnych rzutach. Wraz ze wzrostem zmęczenia siódemka staje się coraz bardziej odległa. Tak naprawdę nie mam już ochoty rzucać kolejny i kolejny raz. Przecież i tak się nie uda. Aż w końcu… jest! Gdybym poddała się serię wcześniej, nie doświadczyłabym tej radości…
Kiedyś usłyszałam takie zdanie: Jesteś w stanie wytrzymać wszystko, jeśli wszystko, co masz wytrzymać to jeden dzień. Ileż w tym mądrości! Oczywiście łatwo to powiedzieć, w wykonaniu, w praktyce, ten jeden dzień może kosztować bardzo wiele… Tak, ale samo to zdanie, daje trochę siły. Dużo mówimy w Kościele ogólnie o walce duchowej, o wierności, o postanowieniu poprawy. Dużo w tym ogólników, mało konkretów, stąd łatwo o wypaczenia. O rozumienie postanowienia poprawy jako ślubu niezgrzeszenia do końca życia albo o traktowanie go wręcz na granicy ważności sakramentu – z dużą lekkością i bez zaangażowania woli. Myślę sobie, że brakuje nam tego sportowego podejścia.
Bóg dobrze zna ludzką psychikę. Myślę, że z powodzeniem można odnieść słowa Jezusa z Kazania na Górze: Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy (Mt 6, 34) do walki duchowej. Bóg nie dał Izraelitom manny na tydzień, miesiąc, rok. Nie dał jej nawet na 2 dni ( z wyjątkiem szabatu)! Następnie Mojżesz powiedział do nich: «Niechaj nikt nie pozostawia nic z tego do następnego rana».Niektórzy nie posłuchali Mojżesza i pozostawili trochę na następne rano. Jednak tworzyły się robaki i nastąpiło gnicie. I rozgniewał się na nich Mojżesz. Zbierali to każdego rana, każdy według swych potrzeb. (Wj 16, 19-21a). Jezus nauczył nas modlić się: Chleba naszego powszedniego dawaj nam DZISIAJ (por. Mt 16, 11). Dzisiaj może stać się i krótszym odcinkiem czasu. Bywa, że godzina to jest nasze zadanie. Godzina wytrwania przy Panu. Za mało? Spójrzmy do Ogrójca: Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: «Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe». (Mt 26, 40-41). Tak, nasze ciało może być tak słabe, że godzina wierności Panu, wytrwania mimo ogromu pokus jest autentycznym wysiłkiem i ogromną zasługą. Wiele mogliby o tym powiedzieć lekarze dyżurujący przy chorym albo przeprowadzający kilkugodzinną operację…
Bóg daje mi łaskę tylko na tu i teraz. Nie jest moją sprawą planować wierność Mu za godzinę, za dzień, za tydzień, rok, czy 10 lat. To nie chodzi o postanowienie, czy planowanie grzechu po wyznaczonym czasie (coś takiego już byłoby grzechem). To po prostu oddanie Mu troski o to, co mieści się za obecną chwilą. On działa tu i teraz. Mam tylko tu i teraz. Tu i teraz daję z siebie to, co mogę. Moja przeszłość spoczywa w Jego Miłosierdziu, moja przyszłość pod opieką Jego Opatrzności. Potrzebujemy duchowości jednego dnia, jednej godziny. To tak bardzo ludzkie. I tak bardzo wyzwalające. Taki chrześcijański mindfulness. Jezus doskonale to rozumiał. Kiedy czeka mnie trudna droga w skwarze południa, oszukuję swoją psychikę, mówiąc: „jeszcze tylko do tego zakrętu”, by gdy już do niego dotrę powiedzieć „i do następnego”. Dlaczego nie stosować tej sportowej taktyki w życiu duchowym? Jeszcze tylko jedna seria rzutów… Spróbuj. Może zamiast dnia dzięki niej zostaniesz przy Nim choć trochę dłużej? Jak mówił św. Augustyn „raz wybrawszy codziennie wybierać muszę”.