Tekst pierwotnie ukazał się na poprzedniej domenie bloga 14.04.2019., tu z małymi modyfikacjami
Zaczyna się Wielki Tydzień… Jezus wchodzi triumfalnie do Jerozolimy. Podejmuje się najważniejszego zadania swojego życia. Ale wcześniej… O tym, co było zanim to uczynił, sporo mówiły nam Ewangelie ostatniego tygodnia. Na przykład dzisiejsza, której fragment przytoczę:
Odtąd Jezus już nie występował otwarcie wśród Żydów, tylko odszedł stamtąd do krainy w pobliżu pustyni, do miasta zwanego Efraim, i tam przebywał ze swymi uczniami. A była blisko Pascha żydowska. Wielu przed Paschą udawało się z tej okolicy do Jerozolimy, aby się oczyścić. Oni więc szukali Jezusa i gdy stanęli w świątyni, mówili jeden do drugiego: «Jak wam się zdaje? Czyżby nie miał przyjść na święto?» Arcykapłani zaś i faryzeusze wydali polecenie, aby każdy, ktokolwiek będzie wiedział o miejscu Jego pobytu, doniósł o tym, by można było Go pojmać. (J 11, 54-57)
Ewangelia z piątku V tygodnia Wielkiego Postu mówi o jeszcze innym ukryciu się Jezusa. Porwali więc kamienie, aby rzucić w Niego. Jezus jednak ukrył się i wyszedł ze świątyni (J 8, 59).
To Słowo daje nam wielką lekcję. Jest praktyczną realizacją słów Koheleta: Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem. (Koh 3, 1). Jest godzina Jezusa, godzina Jego męki i zmartwychwstania. Pomimo tego, że Jezus przyszedł na świat właśnie dla tej godziny (por. J 12, 27), to nie stara się jej przyspieszyć. Nawet własnej Matce mówi w Kanie – jeszcze nie nadeszła moja godzina (por. J 2, 4).
Jezus prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek. Jezus, doznający lęku przed tą godziną (także J 12, 27). Jezus, który przygotowuje się na tę godzinę. Nie usiłuje jej przyspieszyć. Był Bogiem. Mógł wszystko. Mógł dokonać swojego dzieła wcześniej niż ok. 30 roku życia. Ale był też w pełni człowiekiem. Cudowny paradoks jednej Osoby i dwóch natur. Tylko dzięki temu możemy Go naśladować. Był bowiem do nas podobny we WSZYSTKIM oprócz grzechu (por. Hbr 4, 15). Myślę, że nie jest nadużyciem powiedzieć, że Jezus w swojej ludzkiej naturze przygotowuje się do wykonania zbawczego dzieła. W końcu jako człowiek czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi. (Łk 2, 52). I w tym możemy Go naśladować. Możemy dać sobie prawo do wzrastania. Możemy przyjąć tą zwyczajną cechę ludzkiej natury, którą przyjął także Jezus.
W kulturze fast food, o której już pisałam, nie ma miejsca na czekanie. Wszystko musi być szybko, już, tu i teraz, natychmiast. Tymczasem człowiek nie jest mikrofalówką. Człowiek potrzebuje czasu. Jezus oddalający się do Efraim, Jezus, który wie, że owszem, już niedługo odda życie, że będzie moment, kiedy pozwoli się pojmać, ale JESZCZE NIE TERAZ. On jeszcze nie jest gotowy. A Jego niegotowość jest doskonale złączona z Bożą wolą. To jeszcze nie jest godzina wyznaczona przez Ojca. Doskonałe zjednoczenie Jezusowej natury z wolą Ojca.
Lekcja dla nas. Choć my nie jesteśmy tak zjednoczeni z wolą Ojca, chociaż ciągłe rozeznawanie jej i poddawanie się jej, jest dla nas zadaniem na całe życie, to w jakimś sensie, odczytując swoją gotowość lub jej brak, także możemy przybliżać się do odczytania woli Ojca. Nadchodzi moment, w którym Jezus MIMO LĘKU, lęku tak ogromnego, że objawiającego się krwawym potem w Ogrójcu, podejmie wyzwanie, które przekracza naturalne ludzkie możliwości. Podobnie może się wydarzać w naszym życiu. Czym innym jednak jest zrobienie skoku zaufania jak Jezus, a wcześniej jak Abraham wyruszający w nieznane, a czym innym oczekiwanie, że wydarzy się to natychmiast. Myślę tu przede wszystkim o naszych życiowych decyzjach. Moje osobiste doświadczenie jest takie, że ilekroć czułam, że nie jestem na coś gotowa, ale działałam pod wpływem presji innych lub presji samej siebie, tylekroć chociaż Jezus był ze mną w tych decyzjach, bo On nigdy nie opuszcza, to z perspektywy czasu, oceniałam je jako niesłuszne. Czasami ich żałowałam, chociaż też i one stały się narzędziami w ręku Boga, by mnie wiele nauczyć. Błędem jest wypowiadać słowa, na które nie czujemy się gotowi i podejmować decyzje z silnymi wątpliwościami, tylko dlatego, że ktoś ich oczekuje i nie potrafi poczekać lub my sami przymuszamy się, myśląc, że druga osoba nie da rady poczekać. Chcę też w tym miejscu podkreślić, że czym innym jest gotowość, a czym innym absolutna pewność. Nikt z ludzi, podejmując decyzję o małżeństwie, czy drodze zakonnej, albo innych ważnych życiowych sprawach, nie ma raczej 100% pewności, że się nie myli. Można jednak być gotowym na to ryzyko i podjąć je w zaufaniu Bożej łasce. A można je próbować podjąć, nie będąc gotowym. Trochę tak, gdyby Jezus pozwolił się pojmać, nim nadeszła Jego godzina. Albo zechciał oddać za nas życie, nie w czasie trzeciej Paschy swojej publicznej działalności, ale pierwszej lub drugiej. Gotowość często łączy się z wewnętrznym pokojem. Pokojem mimo jakiejś dozy niepewności, czy wątpliwości.
Mówi się, że czyściec jest przygotowaniem do wiecznego życia właśnie także przez nasze ludzkie wzrastanie. Bo w każdym z nas co innego musi ulec skruszeniu, co innego przemianie, co innego musi się oczyścić, abyśmy stali się bliżsi nowemu człowiekowi. Bo nic co grzeszne, co niedoskonałe, co pokiereszowane, nie może stanąć przed Bożym Majestatem po tamtej stronie. Czyściec będzie czasem zabliźniania i leczenia tego, co nie zdążyło się zabliźnić i uleczyć w naszym ziemskim życiu, a co przeszkadzałoby nam uczestniczyć w chwale nieba. Wzrastanie jest wpisane w naszą naturę. I trzeba nam się na to zgodzić. Jest ono jednym z tych miejsc, w którym łaska buduje na nautrze, choć jest od niej silniejsza i w ostatecznym momencie tą naturę uzdalnia do działania przekraczającego naturalne możliwości, jak na przykład męczeństwo.
Drugą lekcją, którą czerpię z wspomnianych na początku fragmentów Ewangelii, jest rozumne nadstawianie drugiego policzka. Część chrześcijan wybiera z Ewangelii ten fragment (Mt 5,38-42) i zapomina o innych. Jezus pokazał nam swoim życiem, jak dobrze go rozumieć. On nadstawił policzek. Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem (Iz 50,5-6). Ale wcześniej nie tylko zapytał: Dlaczego mnie bijesz? (por. J 18, 23), ale także kilkakrotnie w ciągu swojej publicznej działalności, oddalał się spośród tych, którzy chcieli zrobić Mu krzywdę. Już w Nazarecie, gdy chciano Go strącić ze skały (por. Łk 4, 29-30), oddalił się. W przededniu męki, oddala się do Efraim. Św. Paweł też nie oddaje życia od razu i natychmiast. Pozwala się uratować, gdy inni uczniowie spuszczają go w koszu po murze, by mógł uciec przed prześladowaniami zaraz po swoim nawróceniu (por. Dz 9, 23-25). Paweł rozeznaje też swoje możliwości, swoją gotowość i w chwili ostatecznego nadstawienia policzka, wybiera rodzaj śmierci, korzystając ze swoich praw rzymskiego obywatela, być może dlatego, aby nie stchórzyć pod wpływem fizycznych cierpień – obywatel rzymski był ścinany mieczem, a nie krzyżowany. Wcześniej, skazany na biczowanie, protestuje:
«Czy wolno wam biczować obywatela rzymskiego? I to bez sądu?» odezwał się Paweł do stojącego obok setnika, gdy go związano rzemieniem. Usłyszawszy to, setnik poszedł do trybuna i powiedział mu: «Co chcesz robić? Bo ten człowiek jest Rzymianinem». Trybun przyszedł i zapytał go: «Powiedz mi, czy ty jesteś Rzymianinem?» A on odpowiedział: «Tak». «Ja za wielką sumę nabyłem to obywatelstwo» – odrzekł trybun. A Paweł powiedział: «A ja mam je od urodzenia». Natychmiast też odstąpili od niego ci, co go mieli badać. Dowiedziawszy się, że jest Rzymianinem, trybun przestraszył się, że kazał go związać. (Dz 22, 25-29).
Może właśnie dlatego Paweł odda życie za Jezusa, bo zna siebie. Wie, na co i kiedy jest gotowy. Czasami spotyka go krzywda i przyjmuje ją dla Jezusa, czasami broni się. Piotr pragnął nadstawić policzek zbyt szybko i musiał doświadczyć lekcji, która nauczyła go wiele przede wszystkim na temat własnej osoby. Także my, nie możemy się zapierać się Pana, a w ostatecznej konfrontacji mamy nadstawić drugi policzek. Ale nie mamy pozwolić sobie na bezsensowne skrzywdzenie. Mamy prawo się bronić. Mamy prawo oddalić się do swojego Efraim. Jezus się bronił. Bronił się dotąd, aż nadeszła godzina Jego Ojca, godzina Jezusowej męki. Jezus jest dziś gotowy. Wkracza do Jerozolimy na osiołku w triumfalnym pochodzie. Boi się, ale wie, że TERAZ nadszedł czas, dla którego przyszedł na świat. Oto idziemy do Jerozolimy. Tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą poganom. I będą z Niego szydzić, oplują Go, ubiczują i zabiją, a po trzech dniach zmartwychwstanie (Mk 10, 33-34).